Miejsc, w których władze hitlerowskich Niemiec prowadziły tajne badania nad najnowocześniejszymi rodzajami broni, jest bardzo wiele. Od dawna wiadomo także, że jednym z najnowszych ośrodków takich badań był Dolny Śląsk, a szczególnie Pogórze Sudeckie. Na tym terenie badania prowadzono niemal do ostatnich dni wojny, licząc zapewne nie tyle na technologiczny cud, który umożliwi wygranie wojny, co ma możliwość wykorzystania tych prac dla własnych celów przez funkcjonariuszy faszystowskiego reżymu.

Zajmujący najważniejsze stanowiska już co najmniej od zimy 1043/1944 roku dobrze orientowali się, że wojna jest nie do wygrania. A skoro tak, to należało ostrożnie, tak by nie narazić się na zarzut siania defetyzmu, zacząć zabezpieczać własne interesy. W tym celu wykorzystywano wszelkie dostępne możliwości i środki. Głównie robotników przymusowych, więźniów licznych obozów i ich filii, a także wojennych jeńców. Ci ludzie dla takich właśnie celów, jak praca przy tajnych badaniach i jeszcze bardziej tajnych staraniach o ukrycie zrabowanego w całej Europie majątku, byli najbardziej przydatni. Gwarantowali bowiem swoim oprawcom to, co pod koniec wojny było dla nich najcenniejsze – wieczne milczenie.

Dlatego tak trudno jest dzisiaj, po wielu latach, korzystając jedynie z bardzo ograniczonej dokumentacji i zeznań nielicznych świadków, którzy przeżyli wojenny czas, trafić do miejsc, w których prowadzono tajne badania i ukrywano europejskie skarby. Mimo tego, wiele takich miejsc już odkryto, a kolejne czekają na ujawnienie.

Srebrne Kowary

Tuż po wojnie radzieccy oficerowie, którzy kierowali zajmowaniem niezwykle cennych dla Rosjan Kowar, dokonywali nie tylko ustaleń wielkości złóż i miejsc zalegania zasobów rud uranu, ale także poszukiwań wielkiego, srebrnego skarbu. Cała sprawa rozpoczęła się tuż po wojnie, od informacji pochodzącej od pewnego więźnia obozu, który w czasie wojny urządzono w sąsiedztwie kowarskich „filców”. Człowiek ten jako jeden z nielicznych więźniów przeżył obóz i poinformował Rosjan, że w marcu 1945 roku na teren obozu przewieziono duży transport dziwnych ładunków. Mówiono, że kryją one ogromny zbiór cennych sreber, pochodzących z wielu europejskich dworów i zamków.

Pomimo bardzo silnej ochrony tego transportu, któryś z Niemców o takiej właśnie zawartości skrzyń i beczek powiedział jednemu z niewolników zapewne w przekonaniu, że zmarli nie zdradzają tajemnic. Okazało się jednak, że wystarczyło, by wojnę przeżył tylko jeden z więźniów, aby tajemnica została ujawniona. Przekazał ją Rosjanom inny więzień, Czech, który o zawartości zakopywanych skrzyń dowiedział się od sąsiada z obozowej pryczy. Niestety więzień, który o skarbie usłyszał bezpośrednio od Niemca i uczestniczył w zakopywaniu skarbu, zginął kilka dni po wyjawieniu tajemnicy. Zaś Czech, który przekazał tę wiedzę Rosjanom, zmarł dwa lata po wojnie, podobno na skutek wycieńczenia niewolniczą pracą. Wcześniej jednak przez dłuższy czas pozostawał w kontakcie z Rosjanami i to od niego radzieccy oficerowie uzyskali kilka cennych informacji. Zarówno o produkcji związanej z technikami rakietowymi, jak i o wielkim schowku urządzonym gdzieś na terenie obozu. Choć informacje o technikach rakietowych miały dla Rosji strategiczne znaczenie, to jednak frontowych oficerów bardziej zainteresowała wiedza o ukrytym skarbie.

Dlatego Rosjanie, szukając srebrnego skarbu, w ciągu kilkunastu zaledwie dni przesłuchali bardzo wielu Niemców i kilku uratowanych więźniów, próbując ustalić dokładne miejsce ukrycia przewiezionych do obozu beczek i skrzyń. Przy tej okazji musieli oni zorientować się, że w ostatnich dniach i tygodniach wojny w kowarskich podziemiach bezpowrotnie zniknęła wielka ilość ludzi. Dziś już nie sposób ustalić, jaki spotkał ich los, ale nikt nie pamięta, by z tego terenu pod koniec wojny wyprowadzano większe kolumny więźniów…

Rosjanom dość szybko udało się potwierdzić fakt dowiezienia do obozu i ukrycia na jego terenie transportu opisanego przez Czecha. Ale miejsca, w którym to zrobiono, poszukiwano przez kilka następnych miesięcy. Żyjący do dziś świadek części tych poszukiwawczych robót twierdzi, że Rosjanie świadomie wykorzystywali tajność związaną z poszukiwanym uranem, dla ukrycia prowadzonych chyba całkiem „prywatnie” poszukiwań srebrnego skarbu. W każdym razie człowiek ten nie pamięta, by w tych poszukiwaniach równocześnie uczestniczyło więcej niż kilku radzieckich żołnierzy.

Tylko 7 z 20

W wyniku badań i przesłuchań, które trwały przez lato i jesień 1945 roku, Rosjanie ustalili, że do obozu przewieziono dwadzieścia lub dwadzieścia dwie beczki i skrzynie, które miały zawierać srebrne precjoza. Ponieważ w ręce Rosjan nie wypadli bezpośredni uczestnicy ukrywania skarbu, długo jednak nie udało się ustalić dokładnego miejsca, w którym skarb został ukryty. Wspomniany świadek twierdzi jednak, że poszukiwania sreber prowadzono bardzo intensywnie, pracowicie rozkopując wszystkie podejrzane miejsca, nie tylko zresztą na terenie obozu. Roboty prowadzono bowiem także w jego sąsiedztwie, czyli wszędzie tam, gdzie sporządzenie takiego schowka uważano za możliwe. W pewnym momencie Rosjanie twierdzili nawet, że szukają swoich sreber, zrabowanych przez Niemców w Rosji.

Świadek podaje, że prawdopodobnie w październiku 1945 roku Rosjanom udało się trafić na część zakopanych beczek i skrzynek, które znaleziono w piwniczce ukrytej pod fundamentami jednego z baraków. Człowiek ten twierdzi, że pamięta, iż mówiono wtedy że Rosjanie wyciągnęli z piwniczki 5 beczek i dwie skrzynki. W beczkach, ku wielkiej radości szukających, rzeczywiście znaleziono kilkadziesiąt kilogramów stołowych sreber, z których część szybko trafiło do kowarskich szabrowników i handlarzy… wódką. Zapewne dlatego poszukiwań reszty skarbu na jakiś czas zaniechano.

Jednak szczęście znalazców trwało bardzo krótko. Bo zapewne przy wódce któryś z Rosjan zaczął opowiadać nie o srebrach, a o dwóch skrzynkach pełnych dokumentów. Wspomniany świadek pamięta, że kilka dni później poszukujący sreber Rosjanie gwałtownie wytrzeźwieli, by kilka dni później zniknąć z Kowar na zawsze. Równocześnie NKWD przystąpiło do bardzo intensywnych prac na terenie obozu, jak wtedy sądzono, w poszukiwaniu reszty sreber.

Nie tylko srebra

Dziś wiadomo niemal na pewno, dzięki materiałom archiwalnym pochodzącym zarówno z Niemiec, jak i z USA, że gwałtowna akcja poszukiwawcza NKWD nie dotyczyła srebra. A jeśli już, to jedynie jako odpryskowej, drobnej sprawy. Prawdziwym skarbem dla rosyjskich władz okazały się bowiem dwie skrzynki, które zawierały dokumentację prowadzonych przez Niemców badań nuklearnych. Ich wartość, jak się zdaje, Rosjanie natychmiast docenili, tym bardziej że podobno wśród dokumentów były także takie papiery, które dotyczyły norweskich wytwórni ciężkiej wody. W tamtym czasie taka informacja miała ogromną, strategiczną wartość. Rosjanie dobrze przecież wiedzieli, co wydarzyło się w sierpniu 1945 roku w Hiroszimie. Dzięki materiałom archiwalnym wiadomo niemal na pewno, że zawartość skrzynek umożliwiła Rosjanom szybkie dotarcie do kilku nieznanych im wcześniej sztolni. W tym także tej, którą budowano pod koniec wojny w pobliżu obozu. W tym właśnie miejscu znaleziono część ściągniętego z Norwegii sprzętu i urządzeń, a także spore zapasy materiałów rozszczepialnych. Jeden z poszukiwaczy badających od dawna tę sprawę twierdzi, że był tam m.in. cez i tor. W tej, i w sąsiedniej sztolni znaleziono też sporo wyposażenia laboratorium nuklearnego (?), które prawdopodobnie funkcjonowało w Gerze. Z tego w każdym razie miasta nadano skrzynie wypełnione naukowym sprzętem, znalezione w sztolni. Wszystko, co znaleziono, natychmiast wyjechało do Rosji.

Świadek pamięta, że bardzo ożywiona aktywność rosyjskich służb specjalnych trwała tylko kilka tygodni. I zakończyła się tak samo gwałtownie, jak się rozpoczęła. Dziś już chyba w żaden sposób nie można ustalić, czy zakończyła się sukcesem i na czym on ewentualnie polegał. Nic bowiem nie wiadomo ani o odkryciu pozostałych 13 lub 15 beczek i skrzynek, ani tym bardziej o sukcesie w poszukiwaniu informacji o niemieckich badaniach nuklearnych. Trudno jednak uwierzyć, by w Kowarach, o których uranowej wartości Rosjanie już przecież wiedzieli bardzo wiele, zaniechano poszukiwania reszty skrzynek, mogących zawierać ważne, naukowe opracowania.

W ostatnim czasie, dzięki nowym informacjom pochodzącym z niemieckich i amerykańskich archiwów, sprawa kowarskiego srebra odżywa na pewno. Są bowiem poszukiwacze, którzy z wielkim uporem twierdzą, że na terenie sąsiadującym z obozem ciągle leżą w ziemi nie odkopane beczki pełne srebra. I że warto ich szukać…

Takie przekonanie potwierdzają także Niemcy, którzy chyba nie tylko z powodów sentymentalnych dziwnie często zwiedzają tę część Kowar. Jeden z okolicznych mieszkańców twierdzi, że to zwiedzanie przypomina zachowanie kogoś, kto niczego nie szuka, a jedynie sprawdza stan oglądanego terenu. Jego zdaniem brak widocznych zmian tej okolicy wyraźnie uspokaja „zwiedzających”. Czyżby więc Niemcy wiedzieli, że Rosjanie nie znaleźli wszystkiego?

Rakietowa sztolnia, dziwny zamek

Sztolnia, którą budowano w pobliżu obozu, jest pozornie łatwo dostępna i możliwa do dość dokładnej penetracji. Ale tylko na krótkim odcinku. Jej prawdziwe rozmiary i zawartość kryją się bowiem za rozległym zawałem, gdzie niemal na pewno jest jakiś magazyn czy skład, do dziś nie ustalonych materiałów. Świadczy o tym nie tylko dziwny, dający się czasem wyczuć zapach chemikaliów, ale też nieznane substancje wypływające z systemu odwodnienia, który niemal na pewno osusza niedostępną części sztolni. Co jakiś czas, zapewne na skutek pękania skorodowanych opakowań, z tego systemu wypływa jakaś substancja, która w kontakcie z powietrzem bieleje i dość szybko twardnieje. Choć nie wiadomo, co to jest, w tym czasie poszukiwacze starają się omijać to miejsce z daleka.

Ich zdaniem niedostępna część sztolni kryje tajemnice związane z niemieckim przemysłem rakietowym. Kowary były bowiem, obok kilku innych miejsc na Dolnym Śląsku, tym miejscem, do którego ewakuowano pod koniec wojny uratowany z alianckich bombardowań przemysł rakietowy. Pogórze Sudeckie, z którego pochodził twórca niemieckiego, a później amerykańskiego potencjału rakietowego, Werner von Braun, było dla takich celów miejscem wręcz idealnym. O tym von Braun doskonale wiedział.

Rakietowym badaniom poświęcono niemal na pewno inne podziemie, leżące w pobliżu dawnego obozu. Obecnie znane jest jedynie jako wejście do tego starannie zbudowanego i dobrze zabezpieczonego obiektu, a nadal trwają poszukiwania dwóch innych, o których wiadomo, że zostały zbudowane. Szukający tych wejść twierdzą, że bez względu na wysiłek warto to robić, bo prawdziwa tajemnica Kowar ciągle jeszcze nie jest odkryta. Eksploratorzy są przekonani bowiem, że właśnie w Kowarach można znaleźć dowody na podejmowane przez Niemców próby wystrzelenia w kosmos… pierwszego człowieka, zapewne jednego z milionów więźniów. Być może dokumentację takich właśnie niemieckich planów znaleźli w Kowarach Rosjanie i kilkanaście lat później wykorzystali do pierwszej wyprawy w kosmos…

Że mogło tak być, przekonują informacje wynikające z materiałów, które znaleziono po wojnie w zamku w Czernicy, w którym prowadzono coś, co dziś można określić jako ośrodek przygotowań kosmicznych. O takiej funkcji tego zamku mówił kilkanaście lat temu uczestnik tych badań, Niemiec, przebywający od 1946 roku z ekipą von Brauna w USA. Jego zdaniem na zamku znajdowała się wirówka, służąca do badań odporności człowieka na przeciążenie. Czernica, Kowary, Krzaczyna i Leśna to tylko kilka, chyba nieprzypadkowo tak blisko siebie położonych ośrodków badań nad rakietowym sprzętem.

Pomimo wielu starań wiedza na temat tego, co naprawdę robiono nie tylko w Kowarach, nadal jest bardzo uboga. Taj jakoś dziwnie się składa, że choć istnieją dowody na pracę w podziemiach tej okolicy tysięcy więźniów, i na istnienie tam rozległych, fabrycznych podziemi, nie będących przecież starymi kopalniami, ciągle nie można z całą pewnością powiedzieć, co tam naprawdę produkowano, co tam ukrywano i co stało się z wielką liczbą zatrudnionych tam ludzi. Dziś w każdym razie widać wyraźnie, że tajemnicami z tamtych lat nikt nie chce się z nami podzielić. Ani Niemcy, którzy te obiekty tworzyli i zbudowali wielki system ukryć, ani Rosjanie, którzy przecież w kilka tygodni po wojnie posiadali ogromną wiedzę o tym, co ukryto w zdobywanej właśnie ziemi.

Marek Chromicz

Zdj. Dzisiaj kowarskie sztolni są atrakcją turystyczną. Na zdjęciu Kopalnia Liczyrzepa, Podziemna Trasa Turystyczna.

Fot. Fotopolska.eu

Archiwum Nowin Jeleniogórskich nr 28, 11.7.2000 r.

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Redaktor

887732136

Zgłoś za pomocą formularza.