– Liczba mieszkańców Jeleniej Góry maleje, po utracie statutu miasta wojewódzkiego straciła wiele instytucji, ale wciąż działają tu trzy uczelnie.

– Uczelnia to nie tylko miejsce, w którym student czegoś się nauczy, a potem stąd wyjedzie. W wielu rankingach miast bierze się pod uwagę liczbę studentów i uczelni. Na tej podstawie między innymi ocenia się potencjał miasta. Po pierwsze dlatego, że osoby kończące szkoły średnie nie muszą stąd wyjeżdżać, bo mogą kształcić się na miejscu.

– To ważne zwłaszcza teraz, gdy koszty życia mocno wzrosły i mniej rodzin, niż jeszcze kilka lat temu, stać na wspieranie edukacji dzieci w dużych ośrodkach.

– Tak jest. Po drugie, ważną mocną stroną naszej uczelni jest kadra, która jest w pełni miejscowa, mieszka tu, zna realia miasta i regionu. Ta kadra nie tylko naucza, ale też prowadzi badania. Dzięki temu kontaktuje się z różnymi podmiotami: przedsiębiorstwami, instytucjami, organizacjami pozarządowymi. My, na przykład, mamy bardzo dobrą współpracę z lokalnymi grupami działania. Przygotowujemy nawet, unikatowy w skali kraju, cykl szkoleń dla osób zaangażowanych w tych grupach. Jeśli uda nam się zdobyć środki, takie szkolenia będą prowadzone w Jeleniej Górze i we Wrocławiu.

– W Jeleniej Górze i okolicy brakuje specjalistów w niektórych dziedzinach. Wasza uczelnia, jak i inne, w jakimś stopniu ten brak uzupełniają.

– Z pewnością, gdyby nie było uczelni, braki wykwalifikowanej kadry na lokalnym rynku byłyby znacznie większe. Nasi absolwenci zostają w Jeleniej Górze, co uważam za ważną wartość dla miasta. Reasumując: w interesie Jeleniej Góry jest, by te uczelnie istniały.

– Kto studiuje na uczelni, którą Pan kieruje? Wydaje się, że cały region. Gdy jechałem parę razy rano pociągiem ze Zgorzelca do Jeleniej Góry, na każdej stacji wsiadali studenci.

– Widać to także na przystankach pod dworcem, ale chciałbym przytoczyć mój przypadek. Przyjechałem do Jeleniej Góry po maturze z Rzeszowa. Chciałem studiować turystykę, którą wtedy była jeszcze tylko w Krakowie. Jelenia Góra wydała mi się jednak miejscem ciekawszym, w którym będzie mi lepiej. Myślałem, że po studiach wrócę do Rzeszowa, ale spodobało mi się tutaj. I poznałem tutaj kobietę, która została moją żoną.

– Jak wygląda zainteresowanie studiami na filii? Jaka jest tendencja?

– Generalnie rekrutacja jest na stabilnym poziomie i pozwala nam na otwieranie dwóch kierunków. To jest sukces, szczególnie, gdy porównanym naszą sytuację do panującej w całym kraju, gdzie zainteresowanie studiami spada, zwłaszcza studiami drugiego stopnia, czyli magisterskimi. Wynika to w dużej mierze z tego, że sporo osób szybko znajduje pracę. U nas nawet wielu studentów pierwszego stopnia pracuje zawodowo. Podejmują się różnych zajęć, często typowo studenckich. Jak wiadomo jednak – każda regularnie wykonywana praca odciąga od nauki.

– Czy okres pandemii coś zmienił na trwałe z punktu widzenia uczelni?

– To był czas bardzo ciężki. Pani profesor Elżbieta Sobczak bardzo dobrze poradziła sobie z tą sytuacją na naszej filii. Dzięki temu nie odczuliśmy mocno skutków pandemii. To, co się pojawiło, i jest czymś pozytywnym, ale i negatywnym, to nauka zdalna. Uratowało nas podczas pandemii, okazało się bardzo wygodne, ale według wielu ekspertów nie jest tak skuteczne, jak stacjonarne. Prestiżowe uczelnie unikają wprowadzania studiów z rozbudowanymi zajęciami zdalnymi. Jak wiadomo, szczególnie w zarządzaniu bardzo ważny jest kontakt osobisty, budowanie relacji, mowa ciała, oceniana w rozmowie. Dlatego nie zamierzamy w zbyt silny sposób wprowadzać nauki zdalnej w tej chwili. Aktualnie wszystkie wykłady prowadzone są u nas zdalnie, a ćwiczenia stacjonarnie. Szukamy rozwiązań i dostosowujemy się do rzeczywistości. Tego też oczekują od nas studenci.

Co uważa Pan za ważne dla siebie w roli dziekana?

– Poszerzenie oferty kształcenia. Pracujemy nad tym. Pewnie w 2023 roku pojawiają się nowe kierunki, na które będziemy prowadzić rekrutację.

– Jakie?

– Pierwszy to logistyka i marketing. W całej Polsce cieszą się bardzo dużą popularnością, jest na nie bardzo duże zapotrzebowanie. My wprowadzimy zarządzanie w nowoczesnej gospodarce i obok będzie logistyka i marketing.

– Idziecie z duchem czasów, bo konsekwencja pandemii było zerwanie łańcuchów dostaw i konieczność logistyki na nowo, także gotowości w tym zakresie do szybkiej reakcji na nagłe zmiany.

– Zapotrzebowanie na logistyką dlatego wzrosło, podobnie jak na marketingowców, którzy rozumieją social media i potrafią zorganizować nowoczesne kampanie w internecie. Drugi kierunek, który przygotowujemy, nie ma jeszcze swojej nazwy, bo jest bardzo przyszłościowy i my chyba wprowadzimy go jako pierwsi w Polsce. Chodzi w nim o przygotowanie do pracy w centrach usług wspólnych, czyli w dużych przedsiębiorstwach świadczących wyspecjalizowane usługi dla innych firm, pragnących skupić się na swojej podstawowej działalności.

– Czyli chodzi o centra oursourcingu?

– Dokładnie tak. Tam się ciągle szuka ludzi do pracy: ekspertów, księgowych, analityków, specjalistów od mediów społecznościowych. Jesteśmy już z tymi firmami w kontakcie. Chcemy się od nich dowiedzieć, czego uczyć studentów, by znaleźli pracę. Decyzję, by iść w tym kierunku, podjęliśmy na podstawie raportów, według których ta działalność należy do najbardziej rozwojowych sektorów gospodarki. Takiej oferty jeszcze nie ma we Wrocławiu ani nigdzie indziej w Polsce. Prawdopodobnie, bo dokładnych badań nie prowadziliśmy.

– W Jeleniej Górze rozwijają się nowoczesne firmy w sektorze IT, ale też produkcyjne, które poszukują inżynierów i techników. Szukając pracowników podkreślają walory miasta i otoczenia, jak choćby możliwości uprawiania w doskonałych warunkach różnych sportów. To szansa dla uczelni.

– Pozwolę sobie zacząć ten wątek od naszej uczelni. Jeśli komuś wydaje się, że uczelnie, na przykład, we Wrocławiu, są lepsze od naszych, jest w błędzie. Działamy w naszej filii na takim samym poziomie jak wszystkie najlepsze uczelnie w Polsce i nie tylko. Publikujemy w najważniejszych czasopismach naukowych na świecie, współpracujemy z wieloma organizacjami. Jeżeli jeleniogórzanie pojadą na studia do Wrocławia, jest wielce prawdopodobne, że trafią na naukowców z filii jeleniogórskiej, którzy prowadzą tam zajęcia. W pewnych sprawach zaciera się obecnie różnica pomiędzy globalnością a lokalnością. Niedawno byłem na wspaniałym koncercie lokalnego zespołu Paraluzja. Mówili, że ich gościem będzie niedługo pan, który mieszka pod Złotoryją, a pisze muzykę dla Netflixa, ocierał się o Oskara. Gdy więc ktoś mi mówi: kształćcie na rynek lokalny, odpowiadam, że teraz nie ma już takiej lokalności, jak kiedyś. Różnica znaczeniowa pomiędzy słowami lokalnie i globalnie zaciera się. Nasi pracownicy są mocno osadzeni w różnych organizacjach, osiągają sukcesy, natomiast za mało istniejemy i pokazujemy się jako filia. Jesteśmy zatrudniani do opracowywania no przykład strategii dla samorządów, sam miałem przyjemność prowadzenia wykładów online dla studentów doktoranckich w Lizbonie. Tak teraz działamy, to zupełnie normalne. Ale mało kto łączy te nasze działania z filią. Za mało jest informacji na ten temat w świadomości otoczenia.

– Za mało się chwalicie swoimi dokonaniami. Ale to jest przecież do zrobienia normalną pracą informacyjną i promocyjną.

– Uczelnie raczej nie mają środków na promocję, ale oczywiście teraz, w dobie internetu i social mediów, postawimy na to.

– Dziękuję za rozmowę.

Leszek Kosiorowski

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.