Przypominamy dziś tekst z 1998 roku. Jeszcze nie ucichły echa „gorączki złota”, po próbie odnalezienie skarbu w górze Sobiesz. Marek Chromicz bardzo dokładnie śledził te wydarzenia. Zapraszamy do lektury!
Zakończony nietrafionymi wierceniami na stokach Sobiesza, które wykonano na zakończenie badań terenu tuż obok drążonego przez kilka miesięcy otworu, ubiegłoroczny sezon poszukiwania skarbów wcale nie dobiegł końca wraz z nastaniem zimy. Także w śniegu i w mrozie na Sobieszu, górze, która kryje podobno wagony ze złotem, pojawiali się kopacze, którzy z godnym podziwu uporem podejmowali poszukiwania wejścia do podziemi w stale nowych miejscach. Już w grudniu, kilkanaście zaledwie dni zakończeniu głównej, ubiegłorocznej eksploracji, na Sobieszu podjęto przeszukiwanie pagórków, które wyglądają jak leśne kurchany. W pierwszym z nich, pracowicie rozkopanym, znaleziono kilka skorup po rozbitych talerzach i filiżankach. Co prawda, można się zastanawiać, skąd one się wzięły tak wysoko nad Piechowicami, ale w żaden sposób nie udało się w tym miejscu potwierdzić istnienia czegokolwiek, co poświadczałoby istnienie podziemi pod Sobieszem. Te bowiem, jeśli rzeczywiście istnieją, są ukryte tak głęboko, że dotarcie do nich jest prawdziwym wyzwaniem.
Duszą i siłą sprawczą trwających w okolicy Piechowic poszukiwań jest Władysław Podsibirski. O nim i o jego pasji pisałem już kilkakrotnie. Był on bowiem u samego początku prac na Sobieszu i to on właśnie posiadał wielką mnogość „kwitów” poświadczających (czy na pewno?) legalność prowadzonych robót i przyszły podział zysków z odkrytego skarbu. Władysław Podsibirski jest tak pewny swego, że twierdzi, iż zna nawet kolejność wagonów ustawionych pod górą i zawartość każdego z nich. Trudno w tej sytuacji nie uwierzyć i w to, że wie on także, iż lokomotywa, która te wagony pod Sobiesz wprowadziła, jest ciągle czynna.
Z moich obserwacji wynika, że W. Podsibirski obecnie obsługuje już co najmniej trzecią ekipę poszukiwaczy, prowadzących roboty na Sobieszu. Współpracował bowiem w poszukiwaniach zarówno z grupą „warszawską”, która na Sobieszu działała w ubiegłym roku najdłużej, jak i z bydgoszczanami, a obecnie organizuje pracę grupy mieszanej, z udziałem jeleniogórzan. Jego wiedza (albo wiara) jest tak wielka, że potrafi do swych racji przekonać nawet sceptyków. Bo i tacy badacze wchodzą obecnie w skład grupy, która postanowiła w tym sezonie ostatecznie przebadać Sobiesz. Przyznać muszę, że jedynie chwila refleksji, w czasie styczniowej rozmowy z W. Podsibirskim, uratowała mnie przed natychmiastowym uwierzeniem, iż tuż pod powierzchnią ziemi leży kilkadziesiąt woreczków z brylantami. Co prawda, jest to niewiele wobec poszukiwanych na Sobieszu walorów o wartości 14,5 miliarda marek, a także 80 ton złota, a jednak…
W. Podsibirski ma nie tylko wielki dar przekonywania, ale musi mieć jakieś dokumenty tak poważnie wyglądające, a być może wręcz prawdziwe, że przekonują one sceptyków i wysokich urzędników. Co prawda, plany W. Podsibirskiego, które pokazywał mi w styczniu, były chaotyczne i odręczne, ale zdaniem ich właściciela podobno bardzo wiarygodne – bo sporządzone w teranie, w oparciu o informacje świadka, który w latach wojny pracował w ówczesnym Petersdorfie. Świadkowie tacy, nawet jeśli działają w dobrej wierze, najczęściej gubią się w terenie. Minęły bowiem lata, a świat i Sobiesz zmieniły się zasadniczo.
W jakiś jednak sposób W. Podsibirski przekonuje inwestorów, że Sobiesz warto badać nawet wielkimi nakładami sił i środków. Przekonuje on czymś także Generalną Dyrekcję Lasów Państwowych, która nie sprzeciwia się dość brutalnym ingerencjom w sobieszowym lesie.
Nie tylko dla Podsibirskiego jedną z tajemnic Sobiesza jest to, że już w końcu lat czterdziestych górę tę intensywnie zalesiono. W niemieckich bowiem czasach była to górka rolnicza, zagospodarowana łąkami i pastwiskami. Zdaniem tych piechowiczan, którzy wierzą w tajemnice Sobiesza, wystarczy ustalić, kto i na czyje polecenie tę górę intensywnie i jak obecnie widać, skutecznie zalesił. Podobno znając odpowiedź na to pytanie, uzyskuje się pewność, że jest to góra skarbów.
Groźba czy ostrzeżenie?
Ponieważ w Urzędzie Wojewódzkim poinformowano mnie, że w tym roku nikt jeszcze nie otrzymał pozwolenia na roboty poszukiwawcze, przyjąć należy, że dotychczasowe, intensywne działania na Sobieszu są prowadzone co najmniej za wiedzą Lasów Państwowych. Sprawa ta jest w Piechowicach komentowana w ten sposób, że skoro wojsko mogło szukać złota dla rządu gen. W. Jaruzelskiego w 1982 roku, przekopując Kozacką Dolinę w Karkonoskim Parku Narodowym, to obecnie Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych może popierać poszukiwanie dziesiątków ton złota na Sobieszu, tym razem dla rządu J. Buzka. Takie rozumowanie jest tym bardziej prawdopodobne, że W. Podsibirski podobno posiada całkiem nowe, bardzo ważne pełnomocnictwa. Jest to możliwe, bo jeśli nic nie zostanie znalezione, „winien” będzie W. Podsibirski, jeśli natomiast poszukiwania zakończą się sukcesem, to wtedy…
Sprawa, jak mnie przekonywano, jest tak ważna i poważna, że cały czas obserwuje ją UOP, a ja, jeśli o niej napiszę, to powinienem (tak właśnie kilka dni temu ostrzegano mnie w czasie zbierania materiałów) postawić wokół swojego domu wysoki płot, a najlepiej mur. I niestety, ta groźba (?) nie wyglądała na marny żart. Ponieważ jednak nie wierzę w to, że mur mnie przed czymkolwiek ochroni, stawiał go nie będę. Jeśli już, liczę na ochronę przez prawo.
Ponieważ należy założyć, że państwo w żaden sposób nie finansuje tych badań, a nie są to rzeczy tanie, próbowałem ustalić, kto jest inwestorem tych prac. Informacje na ten temat są niestety mało wiarygodne, ale za to bardzo zróżnicowane. Od takich, z których wynika, że są to pieniądze Światowego Kongresu Żydów, który finansuje poszukiwania złota i innych walorów zagrabionych Żydom w czasie Holokaustu, aż po takie, z których wynika, że miałyby to być pieniądze mafii.
W Sobieszu coś jest?
Zarówno internetowe zainteresowanie Piechowicami i Sobieszem, jak i częste wizyty w Piechowicach Niemców, którzy z tej miejscowości pochodzą, stale dostarczają nowych świadków, którzy twierdzą, że znają choćby część tajemnic związanych z istnieniem podziemi pod Sobieszem. Jeden z takich świadków, zarówno na mapie, jak i w terenie, pokazał miejsce, w którym jego zdaniem był wjazd w głąb Sobiesza kolejki wąskotorowej, prowadzącej z obecnej „Karelmy”. Z lustracji terenu jasno wynika, że rzeczywiście jest to jedyne miejsce, w którym coś takiego mogłoby technicznie, bez wielkich nakładów, mieć miejsce. Możliwość istnienia takiej kolejki potwierdza także szczegółowa lustracja niemieckiej mapy tego terenu.
Kluczowym dla wiarygodności tej informacji jest oznaczenie miejsca, gdzie znajdował się bunkier – wartownia, który Niemcy wysadzili w powietrze wraz z tunelem wjazdowym. Kawałki betonu po tej eksplozji zostały przez Niemców wyzbierane, a teren zniwelowano, aby nie było w tym miejscu śladu po torach, tunelu i wartowni. Ponieważ jednak żadna działalność ludzka nie pozostaje bez śladu, zachowały się one i tam. Dziś są to dwa bloki betonu. Jeden, wrośnięty w kilkupienne drzewo, gdzie kiedyś się Niemcom zagubił, a drugi wbity zbrojeniem w inne drzewo w sposób, którego nie można wyjaśnić inaczej niż wielką siłą eksplozji.
Co więcej, miejsce to leży zaledwie kilkadziesiąt metrów od tego, w którym w ubiegłym roku W. Podsibirski poszukiwał wjazdu pod Sobiesz i tuż obok miejsca, w którym służby specjalne zaledwie kilka lat temu prowadziły elektryczne badania terenu, szukając zawalonego wjazdu pod Sobiesz.
Nie tylko Sobieszowski
Zapewne w wyniku internetowego zainteresowania Sobieszem ostatnio otrzymałem plan innych, piechowickich podziemi. Niestety, dotarł on do Polski za pomocą faksu i jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Dla kogoś jednak, kto dobrze zna język niemiecki i zarazem teren Piechowic, może on być wskazówką. Zarówno zdaniem człowieka, który dostarczył mi tę mapę, jak i zdaniem innego, dobrze znającego Piechowice, podziemia takie w okolicy „średnich” Piechowic naprawdę istnieją. Jest to podobno pozostałość po laboratoriach naukowych, badających możliwość stosowania inteligentnych (dziś powiedzielibyśmy – elektronicznie sterowanych) broni. Jest także wersja, że podziemne obiekty pod Sobieszem są ukryte tak znakomicie dlatego, że stanowiły placówkę badawczą dla budowanego przez Niemców stosu atomowego.
Archeolodzy
W okolicach Sobiesza, w Cichej Dolinie, już przed trzydziestu laty prowadzone były prace archeologiczne. Wrocławscy archeolodzy szukali tam w owym czasie pradawnej huty szkła. Pomimo ograniczonego czasem i środkami finansowymi zakresu badań, mających raczej zwiadowczy niż badawczy charakter, odnaleziono wtedy w Cichej Dolinie zarówno ślady po średniowiecznej hucie, jak i wiele śladów po dawnej produkcji szkła. Dość powiedzieć, że na zaledwie 100 metrach kwadratowych odnaleziono wtedy kilka tysięcy różnych śladów po hucie i pracujących w niej ludziach.
Badania prowadzone w 1965 roku, pomimo zapowiedzi ich kontynuacji, nie zostały w tamtym czasie podjęte. Z moich informacji i obserwacji terenu wynika, że do Cichej Doliny ponownie wybierają się archeolodzy i być może dojdzie tam do znaczących odkryć. Jeśliby tak się stało, to Piechowice zyskałyby znacząca atrakcję, co w połączeniu z ewentualnym odkryciem podziemi (nawet bez skarbów) byłoby znakomitą, turystyczną szansą terenu.
Piechowice i okolice Sobiesza już teraz są miejscem wielu wycieczek i „amatorskich” wypraw badawczych. W soboty i niedziele widuje się tam na spacerach całe rodziny, uważnie oglądające każdy kamień… A jest co oglądać, choćby ślady po wierceniu skał wysoko w górach, w miejscach, w których dla takich robót (naziemnych) nie widać żadnego uzasadnienia.
Marek Chromicz